Historię Marty mam okazję śledzić od początku! Kiedy dowiedziałam się, że chce ona przeprowadzić się na wyspę w samym środku pandemii pomyślałam, że jest szalona.

Z logicznego punktu widzenia to nie miało prawa się udać a jednak… się udało. Wielu osobom, w tym również mi dosłownie opadła szczęka! Dlatego z całego serducha Jej kibicuję. Bardzo chciałam zrobić wpis o przeprowadzce na Majorkę. Jednak od momentu mojej przeprowadzki na wyspę minęło już sporo czasu. Nie pamiętam już dobrze tych pierwszych emocji związanych z zafascynowaniem wyspą jak również sam proces załatwiania papierkowych spraw już się nieco zmienił. Dlatego postanowiłam o to zapytać Martę Stasiukiewicz, która postawiła wszystko na jedną kartkę i idąc za głosem serca, wraz z rodziną przeprowadziła się na Majorkę w czerwcu 2020 roku! 

W dodatku Jej historia pokazuje, że nie ma absolutnie żadnych wymówek a wszelkie przeciwności są do ogarnięcia. Marta wybrała sobie na to najtrudniejszy moment z możliwych, czyli okres pandemii… i pokonała tyle przeszkód, że za odwagę i wytrwałość w dążeniu do celu należy Jej się złoty medal! Dlatego jest mi niezmiernie miło, że tą niezwykle inspirującą historią mogę się podzielić z Wami na moim blogu! 

przeprowadzka na Majorkę
Marta jest fotografem. A jej zdjęcia z Majorki są obłędnie piękne! @milagrosa555

Dlaczego Majorka?

Zabrzmi to banalnie, ale Majorka to marzenie mojego życia. Ja od zawsze kieruję się w życiu tym, co czuję. I już jako dziecko bardzo fascynowała mnie Hiszpania, jej kultura, styl życia..mimo że wtedy jeszcze tam nie byłam. W Polsce nigdy się nie odnajdywałam..nawet jako dorosły człowiek. Natomiast czułam że moje miejsce jest w Hiszpanii. Wiem, że to dziwne, ale tak właśnie było. W 2000roku przyleciałam z tatą na Majorkę i od razu wiedziałam, że to jest to. Zobaczyłam tę czerwoną spaloną słońcem ziemię i już o niczym innym nie mogłam myśleć. Majorka stała się miłością mojego życia i największą obsesją. Przez pół roku po powrocie płakałam z tęsknoty. Przez 20 lat marzyłam, aby tu kiedyś prawdziwie zamieszkać. Przeprowadziłam się właśnie równo w 20. Rocznicę narodzenia tej fascynacji 🙂
Kocham przyrodę i architekturę Majorki. Kocham ich styl budownictwa i urządzania, kamienne domki, belki na sufitach, małe skrzypiące drewniane okienka z okiennicami, kominki z otwartym paleniskiem… Kocham kable na fasadach 🙈 Kocham tę czerwoną skalistą ziemię, drzewka cytrynowe i oliwne. Nawet kolor asfaltu kocham :-)))) Tutaj kolor nieba jest inny. Powietrze pachnie tu inaczej. Naprawdę mogłabym tak pisać w nieskończoność.. no i moja odwieczna tęsknota do Morza Śródziemnego… Myślałam że ten sen się nigdy nie spełni. Ale jak widać wszystko się da. Przeprowadziłam się tu po rozwodzie z dwójką małych dzieci i bez milionów na koncie 😉 nie wygrałam w totka :-))) ale tak – ta przeprowadzka jest lepsza niż wygrana na loterii!!!!  

Jak długo mieszkasz już na Majorce?

Niedawno minęły 3 miesiące, odkąd tu jestem. 3 najpiękniejsze miesiące mojego życia.. – byłoby grzechem narzekać na cokolwiek. Jestem bardzo zadowolona i żyję nareszcie moim snem, który się ziścił po równo 20 latach marzeń. Choć plany moje były bardzo skrupulatne i miałam tu być od 1.04. Pandemia bardzo namieszała i udało mi się dotrzeć na wyspę dopiero pod koniec czerwca 2020.

Co uważasz za największy plus życia na wyspie?

Ja myślę, że każdy człowiek odpowiedziałby inaczej na to pytanie, bo każdy pragnie czegoś innego. Dla mnie największym plusem jest to wszechobecne piękno wokół. Wstaję rano,słyszę pianie kogutów i świergot ptaszków, otwieram skrzypiące okienka mojej (wynajmowanej) 150-letniej finki i czuję się szczęśliwa i spełniona. Ja nic więcej nie potrzebuję niż być po prostu TU i mieszkać w takim prawdziwym majorkowym domu. Na majorkowej wsi z dala od turystów.. Jadę autem do sklepu i cieszy mnie wszystko, co widzę za oknem. Po prostu dla mnie Majorka jest najpiękniejsza na świecie.

A czy jest coś co Cię rozczarowało?

Chyba nie, bo dobrze przygotowałam się do tego wyjazdu. Przez rok zbierałam wywiady od ludzi i tak naprawdę na wszystko byłam przygotowana psychicznie. I na tę opieszałość w urzędach ( która jak się okazało, nie jest aż taką straszną jak niektórzy opowiadają), i na to że mnóstwo wyzwań przede mną i nie zawsze będzie łatwo… Tak szczerze to raczej muszę powiedzieć, że wszystko mnie tutaj miło zaskakuje!!! Mam już załatwione wszystkie dokumenty łącznie z rezydencją, urzędy działają bardzo sprawnie ( a przecież mamy czasy pandemii), wszyscy są mili i pomocni. Obcy ludzie witają się z nami na ulicy. A może to ja po prostu mam tyle szczęścia? A może lepiej nie słuchać tego, co opowiadają ludzie? Ja wolałam wiedzieć, ale jak się potem okazało, co człowiek to inne doświadczenia 😉

Jak "technicznie" wygląda przeprowadzka na Majorkę?

Do przeprowadzki też długo się szykowałam.. załatwianie dokumentów, tłumaczenia.. plus te wymagane legalizacje i klauzuly Apostille.. ostatecznie okazało się, że miałam na wszystko dużo więcej czasu niż przypuszczałam, bo przez zamknięte granice byłam uwięziona w Polsce przez 3 miesiące. Dom sprzedałam na tydzień przed zamknięciem granic 🙈 od wtedy też wynajęłam dom na Mallorce. To było bardzo frustrujące nie móc dokończyć przeprowadzki. Ale było też za późno żeby się cofnąć. Tak szczerze to miałam chwile załamania i zwątpienia w tamtych momentach. Ja zawsze wierzyłam, że jak się chce, to można wszystko. Pokonałam wszystkie psychiczne ograniczenia w mojej głowie – wszystkie lęki i dylematy, bo wyprowadzka samej z dziećmi za granicę to naprawdę dla mnie ogromne wyzwanie.. i gdy już wygrałam w głowie tę walkę i podjęłam tę ostateczną decyzję o przeprowadzce, wszystko przygotowałam.. wtedy pojawiły się fizyczne bariery nie do przeskoczenia w postaci zamkniętych granic. Nie miałam przecież jeszcze żadnych dokumentów w Hiszpanii ,typu zameldowanie czy rezydencja,  i nie mogłam lecieć. Bardzo podcięło mi to skrzydła.. myślę że do tej pory lekka trauma we mnie pozostaje. Jednak ja jestem dosyć silna psychicznie i w miarę szybko podniosłam się, otrzepałam kolana i kupiłam loty na czerwiec. Miałam dobre przeczucie – leciałam już 2 dni po otwarciu granic. To cudowne że się udało.  Po tym wszystkim Majorka naprawdę smakuje jeszcze lepiej. A wszystkie nasze rzeczy z Polski.. całe 45 kartonów przyjechało transportem tu do finki tydzień później.

Sprawy urzędowe i papierkowe, sporo tego było?

Formalności przy dzieciach jest sporo. Międzynarodowe akty urodzenia, dowody osobiste, paszporty, karty szczepień, świadectwa z klauzulą Apostille.. do wszystkiego tłumaczenia. Do tego u nas zgoda taty dzieci na wyjazd (zalegalizowana w sądzie plus Apostille) i pełnomocnictwo, które kazali mi tutaj tłumaczyć jeszcze raz przez tłumacza z Majorki, choć zrobiłam to tłumaczenie w Polsce. To wszystko było do załatwienia PRZED wyjazdem.


Po przylocie najważniejsze było uzyskać numer NIE, bo bez niego nie mogłam nawet kupić auta. Na szczęście mam tu przyjaciela, na którego zawsze mogliśmy liczyć i to wiele ułatwiało. Niemniej przez pandemię uzyskanie City na cokolwiek graniczyło z cudem. Musiałam zapłacić agentce, bo oni mają jakieś łatwiejsze dojścia, a i tak numer NIE dostałam dopiero po miesiącu pobytu! Ale potem poszło już z górki. Poznawałam ludzi i oni mi pomagali… Otwieranie firmy fotograficznej.. zakładanie konta w banku.. uzyskanie numeru SS, a potem nawet rezydencja! Gdy dostałam ten mały zielony papierek dla mnie i dla dzieci, dopiero wtedy poczułam ulgę. Przyszedł wrzesień i zaczęło się załatwienie szkoły. Znowu musiałam wspomóc się agentką, bo  czas naglił, lekcje się zaczęły a od nas chcieli coraz to nowych dokumentów, aby rozpatrzyć wniosek o przyjęcie. Ale urzędy nie zawiodły – na hasło” szkoła ” zameldowanie dostaliśmy niemal od ręki.

Ciągle wynikają nowe wyzwania. Teraz Potrzebujemy mieć tarjeta sanitaria. Ostatnio przez przeoczenie dostałam mandat, ale dzięki temu dowiedziałam się, żeby jako rezydent wyrobić odpowiednią naklejkę na auto. Kolejna rzecz uzyskana od razu. Ludzie w urzędach jak narazie są naprawdę mili i pomocni. Ale myślę też, że ważne aby załatwiać każdą sprawę spokojnie i z uśmiechem – ta zasada chyba działa na całym świecie.

Ale z czegoś trzeba żyć... Co z pracą?

I tutaj przechodzimy do tej mniej ekscytującej części rozmowy 😉 a nawet trochę smutnej, bo wirus bardzo namieszał i także moje plany wszystkie pokrzyżował. Mój plan był idealny – przyjechać w kwietniu, poznać trochę życie tutaj i rozeznać się, a od czerwca znaleźć pracę na etat. Ja znam dobrze język niemiecki, a ten jest tutaj baaardzo pożądany. Języka hiszpańskiego dopiero się uczę. Chciałam znaleźć pracę np. na recepcji w hotelu i popracować tak 1-2 sezony, aby dobrze nauczyć się hiszpańskiego i wówczas dostać moją wymarzoną pracę czyli jako agente inmobiliario. Mówiłam już, jak bardzo kocham tutejsze wnętrza i architekturę. Pokazywanie tych domów ludziom , jeżdżenie po nich, fotografowanie.. to naprawdę praca, o jakiej śnię. Dodatkowo jestem fotografem i ostatnie lata prowadziłam swoją firmę fotograficzną w Polsce. Robię sesje rodzinne, sesje par, śluby… Bardzo liczyłam, że tutaj będę mogła rozwinąć skrzydła i przynajmniej dodatkowo, ” po godzinach” robić sesje. Rzeczywistość rozczarowała. Ale pandemiczna rzeczywistość – mam na myśli. Jak wszyscy wiemy – sezonu prawie nie było… Ja dotarlam tu tak późno, że całe lato zajmowałam się urządzaniem się tutaj, załatwianiem niezbędnych formalności.. niemal każdy człowiek, którego tu poznałam, mówił że stracił pracę. Ja sama też pracy nie mam. Nie było też turystów czyli moich potencjalnych klientów do zdjęć.. mam oczywiście jakieś tam oszczędności, bo bez nich nie ryzykowałabym przeprowadzki z dziećmi, ale nadal szukam pracy.. nadal wierzę że ją znajdę, bo pieniądze tu szybko znikają z konta, gdy zaczyna się całe życie od nowa. Tak naprawdę to mój cel jest teraz przetrwać do przyszłego sezonu.. ciągle ufam, że on będzie…

Co z językiem? Czy bez problemu załatwiacie codziennie sprawy?

Ja podstawy hiszpańskiego znam. Dla mnie to najpiękniejszy język świata i ambitnie gimnastykuję się po hiszpańsku wszędzie, gdzie tylko się da. W trudniejszych momentach próbowałam wspomagać się niemieckim bądź angielskim, ale tutaj każdy mówi głównie po hiszpańsku – mieszkamy w Hiszpanii 🙂 więc inne języki tylko sporadycznie się przydawały. Dzięki szkole dzieci,  liznelam też już trochę katalońskiego i mam apetyt na więcej 😉 poza tym – każda sytuacja gdy próbuję załatwiać coś  po hiszpańsku, to dla mnie duża nauka. Zawsze wpadają nowe słówka i mnie to po prostu cieszy. Okazało się tu na miejscu wręcz, że znam język bardziej niż przypuszczałam 🥰  dzieci znają tylko polski. Okey.. 9- letni Czarek też trochę angielski. Więc oni się za bardzo jeszcze nie komunikują, ale od pierwszego dnia chodzą chętnie do szkoły!!! Moja 3-letnia Ada już przynosi do domu pierwsze hiszpańskie zwroty i daje mi tym naprawdę mnóstwo radości!!!

Czy Twoje dzieci również są tak zafascynowane wyspą jak ich mama?

Coś tam już wspomniałam wyżej. Chodzą do szkoły dopiero od tygodnia, bo trochę trwało załatwianie wszystkich formalności. Więc start był opóźniony o 2 tygodnie, ale szkoła jest wspanialsza niż mogłabym sobie wymarzyć. Jest uprzejmie, przytulnie, sama szkoła niewielka i to daje poczucie bezpieczeństwa. Dzieci nie mogą się doczekać kolejnego dnia. One od początku były bardzo pozytywnie nastawione do przeprowadzki – tu na pewno duża moja rola, bo gdy tylko podjęłam decyzję o przeprowadzce, nastawiałam ich optymistycznie. Zresztą już wcześniej opowiadałam im o Majorce i konsultowałam, czy chciałyby takiej zmiany życia. Jeden raz byliśmy tu wszyscy razem – jeszcze z moim byłym mężem i one sporo pamiętały. Ja też włączałam im filmiki z Majorki, pokazywałam zdjęcia, opowiadałam jaki będzie nasz domek. Dzięki temu tak samo jak ja czekały na tę przeprowadzkę. Niemniej też nie ukrywałam , z jakimi wyzwaniami dla nas wszystkich to się wiąże. Wiem, że one tego do końca tak nie rozumiały. Ale najważniejsze że od początku widzimy wszystko jak najbardziej pozytywnie.

Jakieś rady dla osób, które zastanawiają się nad przeprowadzką?

To ważne pytanie, a ja nie wiem czy mogę na nie odpowiedzieć po 3 miesiącach mieszkania tu. Jeszcze wiele tu nie wiem i ciągle się uczę – także poprzez kosztowne błędy typu mandat. Moje doświadczenie jest jeszcze małe ale jako człowiek mogę powiedzieć, zeby zawsze wierzyć , że się uda. Jeśli się czegoś bardzo chce, to naprawdę wiele jest możliwe – brzmi jak frazes? Myślę że moje doświadczenia pokazują, że można!!! pozytywne nastawienie, wiara i wytrwałość naprawdę działają cuda. Niemniej trzeba się przygotować. Ja rozmawiałam z naprawdę wieloma ludźmi, którzy tu przybyli kiedyś tak, jak ja teraz. Przez internet – z Polski. Przeczytałam wszystkie posty na grupach majorkowych. Oczywiście – trzeba mieć dystans do wielu wypowiedzi. Starać się wyciągać jakaś środkową z tych wszystkich słów. Najważniejsze to przygotować się na Maksimum. Rozeznać we wszystkich tematach. Pytać. Weryfikować. Obiektywnie oceniać swoje szanse. Każdy ma inną sytuację życiową. Na pewno mieć jakiś zapas finansowy dobrze skalkulowany, bo pandemia pokazała, jak bardzo nieprzewidywalny jest świat, życie, rzeczywistość..  a potem po prostu działać. Przygotować się psychicznie na wyzwania, bo będą na każdym kroku. Ja te wyzwania pokochałam i one mnie tylko napędzają, ale też były pojedyncze chwile, gdy siedziałam i płakałam, że może jednak nie dam rady.  Po prostu wyprowadzka za granicę wiąże się też z takimi chwilami, a bezstresowo może przyjechać tylko ten, kto naprawdę w tego totka wygrał 😉 ale to by było pójście na łatwiznę 😉

Na koniec może krótko jeszcze opowiem, jak w ogóle wyglądała moja sytuacja. Majorka to jest wyspa żyjąca głównie z turystów. Ja tak jak pisałam – planowałam w tej turystyce na początek  Znaleźć pracę. Do czasu nauczenia się perfekcyjnie języka hiszpańskiego na tyle, aby móc dostać pracę nazwijmy to „poważną” – poza sektorem turystycznym. Czyli w biurze bądź właśnie w agencji nieruchomości. Wybierając miejsce do zamieszkania, kierowałam się jednak nie pracą, a tym, jak chcę, aby ta moja codzienność wyglądała. Mi się zawsze marzyła wiejska Majorka – ta rdzenna. Daleka od wielkich hoteli czy tłumu turystów. Daleka od Palmy. W fince i blisko natury. Z sąsiadami za miedzą w wieku moich dziadków. I na to patrzyłam wynajmując dom w malutkiej wiosce z daleka od miasta. A może naiwnie zakładałam, że od razu z tym podstawowym hiszpańskim dostanę pracę marzeń? Jako fotograf i tak czekają mnie wyjazdy na plenery. Po prostu ja nie wyobrażam sobie inaczej żyć. Chcę czuć tę Majorkę aż do kości. Czuć się jej prawdziwą częścią a kiedyś się nią naprawdę stać. Nawet jeżeli ma to się wiązać z dojazdami do pracy. Ja w ogóle myślę, że zawsze gdy się działa w zgodzie ze sobą i wsłuchuje w swoje potrzeby i pragnienia, to wtedy to wszystko wychodzi tak jak powinno. I szczerze wierzę, że i mi się tu uda zostać na zawsze .

Marta Stasiukiewicz 🙂

Bardzo dziękuję Marcie za udzielenie tego mini wywiadu i podzielnie się z nami swoją historią. A Wy kochani czytelnicy, mam nadzieję, że zainspirowaliście się… może niekoniecznie do przeprowadzki na Majorkę ale ta historia pokazuje, że jeśli czegoś bardzo chcemy to nie istnieją absolutnie żadne limity! Oraz, że wszystko jest możliwe, jeśli o to zawalczymy! 🙂 

Namiary na Martę zostawiam poniżej. Koniecznie zwróćcie uwagę na przepiękne kadry z Majorki!